Powrót | 1 strona Forum | Zarządzanie | Eksport | Linki | Autorzy Kontakt Szukaj |
|
|
Strategia Polski na lata 2004-2015 |
Społeczeństwo polskie - jakim jest i jakim bywa
W ciągu ostatniego ćwierćwiecza społeczeństwo polskie pokazywało bardzo różne oblicza. Pod koniec lat osiemdziesiątych wydawało się pogodzone z socjalizmem, bierne; nagle w latach osiemdziesiąt, osiemdziesiąt jeden, po fali strajków, które ogarnęły wiele regionów, "wybuchnął" 10-milionowy ruch "Solidarności" grupujący środowiska poprzednio od siebie odseparowane: w szczególności robotników i inteligencję. Lata następne to intensywna działalność podziemnej opozycji, w której co prawda uczestniczyły nieliczne środowiska, którą jednak życzliwie obserwowały dość szerokie kręgi społeczne. Koniec lat osiemdziesiątych i początek dziewięćdziesiątych przyniósł rozwój komitetów obywatelskich, rozmaitych obywatelskich inicjatyw na szczeblu lokalnym, szerokie poparcie dla Lecha Wałęsy i dla rządu Tadeusza Mazowieckiego. Lata następne natomiast - szybki wzrost apatii społecznej; nowy wzrost zróżnicowań, przebiegający jednak według wyraźnie odmiennych niż dawniej wymiarów: rola zarówno warstwy robotniczej jaki i inteligenckiej szybko malała; warstwa chłopska popadła w jeszcze większą niż poprzednio izolację, pojawiła się natomiast warstwa ludzi szybko dorabiających się, a także coraz liczniejsza kategoria ludzi, środowisk cierpiących na wzrastające ubóstwo.
Ujmując ten uproszczony opis w sformułowania hasłowe, można powiedzieć, iż w ciągu minionego ćwierćwiecza społeczeństwo polskie raz jawiło się jako całkiem bierne; potem - pełne witalności, energii życiowej, solidarne; następnie jako społeczeństwo reformatorskie, twórcze, gotowe do zbiorowego wysiłku; wreszcie jako społeczeństwo ludzi zawiedzionych, zniechęconych, o słabnących więziach społecznych, rosnącej tendencji do brutalizacji współżycia w sferze prywatnej i publicznej.
Jakie więc jest społeczeństwo polskie, z którym wkroczyć zamierzamy do Unii Europejskiej? Wydaje się, że nie sposób odpowiedzieć na to pytanie przekonująco. Stwierdzić raczej można, że bywa ono - w każdym razie, że pokazuje się ono obserwatorowi - takie lub inne w rozmaitych momentach i w zależności od rozmaitych okoliczności. Spróbujmy zastanowić się, dlaczego tak się dzieje.
Otóż- znacznie upraszczając obraz złożoności naszego społeczeństwa - stwierdzić można, iż jest ono wyraźnie rozpołowione: na część, znacznie bardziej liczną, która stanowi pewną, słabo ustrukturyzowaną, słabo zorganizowaną "masę" społeczną i część, którą wolno nazwać "elitą".
"Masa". Owa masa jest dziedzictwem naszej przeszłości: i okresu panowania systemu komunistycznego i mającego znacznie bardziej odległą genezę zacofania ekonomicznego, społecznego, kulturalnego. Ja pisał, przedwcześnie zmarły socjolog średniego pokolenia, Edmund Mokrzycki: "reformujemy Polskę, zmieniamy ją `głęboko` stosując podręcznikowo `sprawdzone` wzory, a zapominając, że Polska się zmieni dopiero wówczas, gdy społeczeństwo ulegnie zmianie, będzie europejska, gdy społeczeństwo stanie się europejskie, że dziedzictwo komunizmu i odwiecznego zacofania objawia się w systemie ekonomicznym, politycznym, prawnym, w naszych instytucjach i obyczajach, ale tkwi u samych podstaw naszej zbiorowej egzystencji, w strukturze interesów, układzie zależności, kulturowo utrwalonych wzorach zachowań, w naszym zmiennym, ale nieprzypadkowym systemie wartości".
To zacofanie objawia się w życiu społecznym na wiele sposobów: i w analfabetyzmie funkcjonalnym bardzo wielu Polaków (nie rozumiejących najprostszych nawet komunikatów płynących z mediów, czy tekstów rozmaitych instrukcji, nie mówiąc o tym, że nie mają oni prawie żadnych kontaktów ze słowem pisanym); nie znających ani historii Polski, ani większości symboli narodowych, obyczajów - jakby wykorzenionych z polskiej kultury narodowej; objawia się w nieznajomości mechanizmów funkcjonowania państwa, funkcjonowania gospodarki (nie mówiąc o braku znajomości choćby podstaw funkcjonowania systemu międzynarodowego). Bardzo często współwystępuje z tym swoista mieszanka kompleksu wyższości ("my bohaterscy Polacy, którzy tak nacierpieliśmy się w czasie wojny i za rządów komunistów", ...) z kompleksem mniejszości ("wykupią naszą ziemię i fabryki",...).
Ten stan części społeczeństwa polskiego, którą określiło się jako "masę", przejawia się bardzo wyraźnie we wszystkich dziedzinach życie zbiorowego - na przykład w życiu politycznym, jego ubóstwie myślowym i ideowym, które stwarza szansę funkcjonowania dla takich działaczy jak brutalny populista, Andrzej Lepper. Tu jednak chcemy zwrócić szczególną uwagę na ubóstwo zainteresowań sferą kulturową, na negatywne konsekwencje "masowości" w relacjach międzyludzkich, w codziennych zachowaniach, obyczajach. Brud, pijaństwo - to tradycyjne elementy polskiego krajobrazu; także dawna i obecna bieda. Panoszy się prostactwo, wulgarność - zresztą upowszechnia je wytrwale telewizja.
Najbardziej jednak negatywne konsekwencje przynosi "umasowienie" społeczeństwa w sferze etycznej: osłabienie a niekiedy zanik tradycyjnych etosów zawodowych - np. urzędnika, przedsiębiorcy, lekarza, nauczyciela, dziennikarza, sędziego, parlamentarzysty - nie mnóżmy jednak tej wyliczanki, ponieważ trudno by dziś wskazać na dziedziny, w których są konsekwentnie przestrzegane standardy etyczne. Nawet zresztą coraz powszechniejszy jest zanik oczekiwań, iż z zachowaniem etycznym będziemy mieli do czynienia. Wyszły z obiegu takie, niegdyś popularne, określenia jak: przyzwoitość, uczciwość, rzetelność (nie mówiąc o honorze) - z jednej strony, z drugiej - wstyd.
W latach wybuchu energii społecznej, czy latach reformatorskich i zacofanie i "masowy" charakter społeczeństwa były dość słabo widoczne. Wyraźnie ujawniły się, gdy dominujące stało się rozczarowanie, zagubienie. Ludzie bezinteresowni, wrażliwi, jakby się pochowali - dominować zaczęli w życiu społecznym, ekonomicznym, politycznym ludzie egoistyczni, cwaniacy, ludzie brutalni. Rzecz interesująca, iż - co nie zawsze jest przez nas dostrzegane - niektóre z tych przemian zauważalne są nawet dla obserwatora spacerującego po ulicach i drogach naszego kraju. Znamienny jest komentarz polskiego historyka, żyjącego za granicą, Adama Zamoyskiego: "Kiedy przyjeżdżało się do Polski wiele lat temu, w mieście widziało się piękne głowy, starannie ubranych ludzi, jakiś fason. Na wsi widziało się pracowitych, nobliwie wyglądających chłopów(...) Teraz jest odwrotnie. W środku miasta widzę strasznych ludzi. Kreatury, jakie znajduje się w najgorszych miejscach Ameryki. Inteligencja pochowała się po kątach. Polska ulica wygląda katastrofalnie. Polacy są przepasieni, rozmamłani, toporni i butni". Jeszcze gorzej chyba jest, gdy usłyszy się, jak ze sobą rozmawiają ci toporni i butni Polacy: dziś w ich języku nie to, że występują słowa uważane niegdyś (?) za obsceniczne, obraźliwe, ale słowa te dominują - gdy inne, należące tradycyjnie do polszczyzny dnia codziennego, pojawiają się jako nieliczne przerywniki.
(Z ostrożności, do jakiej zobowiązany jest badacz, ostrzec trzeba, iż, być może, zaprezentowany tu obraz jest zbyt czarny, gdyż - choć nie powinien - badacz również ulega nastrojom społecznym: w tym przypadku nie tyle obecnym nastrojom mas co elity.)
Elita. Jednak obok owej dominującej liczebnie "masy" społeczeństwo polskie ma przecież także niezmiernie interesujące i twórcze, choć niezbyt liczne, elity: zwłaszcza w sferze kultury, ale także nauki. I to przede wszystkim elity o znaczeniu ogólnokrajowym, liczące się w skali międzynarodowej. W literaturze mamy dwoje noblistów: Czesława Miłosza i Wisławę Szymborską, ale również Tadeusza Różewicza, Tadeusza Konwickiego i - co istotne - coraz liczniejszy poczet bardzo interesujących pisarzy średniego i młodszego pokolenia. Szeroko znana jest w świecie muzyka Witolda Lutosławskiego i Krzysztofa Pendereckiego, a również wielu, wielu innych kompozytorów oraz wykonawców (jak choćby Krystiana Zimermana). Nazwiska Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zannusiego, Krzysztofa Kieślowskiego, ale także licznych innych reżyserów, operatorów, scenografów filmowych pojawiają się na afiszach na całym świecie. Magdalena Abakanowicz otrzymuje za swą twórczość rzeźbiarską coraz to nowe doktoraty honoris causa. Nie ma chyba jednak potrzeby przedłużania tej wyliczanki (zwłaszcza, iż nieuniknione są w takiej sytuacji zarzuty, iż pominęło się bardzo ważnych twórców). Zresztą obok szczególnie wybitnych jednostek twórczych należało by wymienić również znane w świecie zespoły: teatralne (m.in. reprezentujące tzw. teatr alternatywny), muzyczne (Filharmonia Warszawska, Warszawska Opera Kameralna), czy imprezy o międzynarodowej randze.
Nie mniej ważne w życiu społecznym współczesnej Polski są liczne elity kulturalne funkcjonujące na skalę regionalna i lokalną, mimo iż państwo ani regulacjami prawnymi, ani nakładami finansowymi nie stwarzało im przez cały okres Polski suwerennej odpowiednich warunków funkcjonowania i rozwoju. Wymieniło się tu przykłady elit związanych ze sferą sztuki. Mamy jednak również liczące się w świecie elity naukowe - choć ich rozwój hamowany jest ograniczeniem wydatków budżetu państwa na badania naukowe. Nauka jest znacznie bardziej "kapitałochłonna" niż literatura i sztuka (które zresztą także nie mogą się w pełni rozwijać z powodu niedofinansowania).
Ogólne oceny stanu społeczeństwa polskiego zależą w znacznym stopniu od tego, który z wyróżnionych tu segmentów - "masy" i "elity" - jest w danym momencie bardziej widoczny "gołym okiem". Bardziej lub mniej widoczny w prasie i telewizji, w parlamencie, ale także w życiu codziennym, na ulicy. Również od tego, czy wzory i normy zachowania elit są naśladowane przez "masy", czy też przez nie lekceważone, a nawet kontestowane. Niestety, o ile nasze elity w pewnych momentach ubiegłego ćwierćwiecza stanowiły jakiś układ odniesienia dla "mas", pełniły funkcje wzorotwórcze, to ta ich rola wydaje się systematycznie i szybko maleć. Ma to szczególnie istotne konsekwencje w społeczeństwie polskim z jego niezbyt spójnym systemem wartości, w społeczeństwie, które stale - w rozmaitych dziedzinach życia i w rozmaitych sytuacjach - nie jest pewne tego, jak "należy się" zachowywać.
Społeczeństwo obywatelskie. Pokonanie bariery dalszego rozwoju Polski, jaką stanowi naszkicowane tu zacofanie cywilizacyjne i mentalne "mas" społecznych i dramatyczny podział na "masy" i "elity", będzie zadaniem, które - nawet w sprzyjających okolicznościach (a takich na razie nie ma) - nie łatwo będzie zrealizować w niezbyt odległej perspektywie. Przyspieszyć takie działania mogłoby przyspieszenie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, a więc społeczeństwa złożonego z jednostek i mniejszych lub większych zbiorowości, aktywnych we wszelkich dziedzinach życia społecznego, będących podmiotami życia publicznego w znacznym stopniu niezależnymi od państwa, zorientowanych na współdziałanie, poszukiwaniu konsensu.
Po latach "realnego socjalizmu", którego ideałem była wręcz przeciwna koncepcja społeczeństwa, nadzieję na budowę w Polsce społeczeństwa obywatelskiego zdawał się stwarzać gwałtowny rozwój "Solidarności" w drugiej połowie 1980 r. i w roku 1981; stan wojenny uniemożliwił taki rozwój. Kolejną szansą był, zainicjowany w połowie 1989 r., ruch "komitetów obywatelskich". On również szybko został zmarnowany - tym razem wskutek tzw. wojny na górze, podjętej przez niektórych spośród czołowych działaczy "Solidarności". Wkrótce jednak po obradach Okrągłego Stołu zaczęło pojawiać się w całym kraju bardzo wiele inicjatyw obywatelskich: nie inspirowanych, nie finansowanych, nie nadzorowanych przez państwo inicjatyw w takich dziedzinach jak oświata, samopomoc społeczna, ochrona zdrowia, kultura i in. Szybki rozwój tego ruchu - wbrew optymistycznym oczekiwaniom - zaczął jednak wyraźnie słabnąć po roku 1992. Przyczyniła się do tego zła atmosfera społeczna (podsycana przez część polityków), która w pewnym momencie powstała wokół tzw. organizacji pozarządowych (niektóre ze stowarzyszeń i fundacji nastawione były bowiem nie na działalność dla innych, ale na bogacenie się, nie zawsze w legalny sposób, samych założycieli). Przyczynił się też brak ustawodawstwa umożliwiającego efektywne funkcjonowanie organizacji pozarządowych. Tymczasem właśnie te organizacje mają szansę na uaktywnianie, unowocześnianie społeczeństwa - mogą stanowić pomost między "masami" i elitami.
Nie mniej ważny jest też drugi - obok organizacji pozarządowych - "filar" społeczeństwa obywatelskiego, tj. samorządy lokalne. Również jego początkowy rozkwit jako autentycznej reprezentacji szerokich kręgów społeczeństwa - reprezentacji przez ludzi najlepszych, najbardziej kompetentnych, zasługujących na szacunek, wykazujących pasję społeczną i bezinteresowność - został zmarnowany przez naszą upartyjnioną, w najgorszym sensie tego określenia, "klasę" polityczną.
Co wniesiemy do Unii Europejskiej i jakie tego mogą być konsekwencje?
Z powyższej analizy wynika zatem, że do Unii Europejskiej wniesiemy zacofane, słabo wykształcone, pełne kompleksów, zagubione w rozumieniu problemów współczesnego świata "masy" społeczne i elitę reprezentującą wysoki światowy poziom.
Dyskutuje się u nas często i obficie o ekonomicznych aspektach naszego wstąpienia do Unii, niedostatecznie jednak zwraca uwagę na omawiane tu zacofanie cywilizacyjne Polski, zacofanie szerokich kręgów społeczeństwa. Gdy bierze się pod uwagę ten ostatni problem, to należało by powiedzieć wprost, że wskazane byłoby dość znaczne opóźnienie przystąpienia Polski do UE i natychmiastowe podjęcie zdecydowanych działań mających na celu zmniejszenie tego zacofania. Jest jednak jasne, że Unia Europejska nie będzie na nas czekać, a szansę na przyłączenie się do niej będą raczej maleć - nie mówiąc o tym, iż trudno się spodziewać, że polskie środowiska polityczne będą zdecydowane na podjęcie wspomnianych działań i będą je konsekwentnie realizować (zdawać trzeba sobie sprawę również z tego, iż nie dysponujemy kapitałem ekonomicznym, których takie działania wymagają). Nie powinniśmy zatem rezygnować z możliwie najszybszego przystąpienia do UE, już jednak teraz obmyślając długofalowy program wyjścia z naszego zacofania - licząc na to (czy realistycznie?), że wejście do Unii przyspieszy i ułatwi realizację tego zadania. Podstawowym członem takiego programu musi być nowoczesna, systematyczna edukacja, w którą włączone będą nie tylko placówki dydaktyczne, ale i liczne organizacje społeczne, gospodarcze, system penitencjarny, wojsko i in.
Ważną rolę powinno się w takim programie przewidzieć dla naszych elit. Wymaga to jednak wspieranie na wszelkie możliwe sposoby działalności kulturalnej, przede wszystkim zaś wspierania polskich uniwersytetów i badań naukowych.
Jeśli nie chcemy, aby nasze wychodzenie z zacofania rozciągnięte było na kilka pokoleń, ważną rolę w tym procesie powinno odegrać społeczeństwo obywatelskie - warunkiem tego jest możliwie szybkie doprowadzenie do dalszego rozwoju sektora organizacji pozarządowych i uzdrowienie systemu samorządu lokalnego. Wspomniane działania nie będą oczywiście możliwe w szerszej skali bez zasadniczych, głębokich przemian polskiej klasy politycznej. A ponieważ szans na taką przemianę w najbliższej przyszłości raczej nie widać, wszelkie formułowane tu postulaty wydają się mieć, niestety, dość utopijny charakter. Na koniec zaznaczmy, iż bardzo ważną rolę w dziele "modernizacji" Polski mógłby odegrać Kościół katolicki (choć sugestia taka wydaje się zapewne naiwna wobec tradycyjnej niechęci Kościoła do "modernizacji") - ale zarówno rola Kościoła w wydobywaniu się Polski z zacofania, jak i doprecyzowanie określenia "modernizacja", to już tematy na inną dyskusję.
Konferencja "Strategia Polski na lata 2004-2015 po akcesji do Unii Europejskiej"
1 strona Powrót Góra strony Napisz do nas |