![]() | ||
![]() | ![]() |
![]() |
![]() ![]() ![]() ![]() |
![]() | ![]() |
![]() | |
![]() |
![]() | ![]() |
![]() |
|
« | Eksport |
« | Unia Europejska |
« | MŚP |
« | Artykuły |
· | Informacje |
· | Informacje archiwum |
· | Przewodnik po Unii |
· | Aktualności krajowe |
· | Top www |
· | Informacje branżowe |
![]() |
![]() | Artykuły informacyjne z kraju i ze świata | ![]() |
Powrót |
: Unia Europejska | Polityka |
![]() |
![]() |
Podpisanie Traktatu Akcesyjnego - 16 kwiecień 2003 |
![]() |
![]() |
Jacek Pawlicki, Robert Sołtyk - Gazeta Wyborcza, Ateny - 16 kwiecień 2003
Traktat otwierający nam drogę do Unii podpisany! U stóp Akropolu, na ateńskiej Agorze, szefowie rządów i państw nowej i starej Europy stawiają kropkę nad "i" - niemal cała Europa zjednoczona. Spełniają się polskie marzenia - tak zaczyna swe krótkie wystąpienie w Atenach prezydent Aleksander Kwaśniewski. - Witaj, wspólna Europo! - kończy. Oklaski. Jesteśmy już w Unii. Prawie. Zostało jeszcze polskie referendum i ratyfikacje traktatu w krajach Piętnastki. Do UE wraz z dziewięcioma innymi państwami mamy wejść 1 maja 2004 r.
Polskie "pięć minut" na najbardziej chyba podniosłym ze szczytów Unii w jej półwieczu zaczyna się o 17.04 czasu ateńskiego, czyli o 16.04 w Warszawie. Kwaśniewski jest dziewiętnastym z kolei mówcą. Z biało-czerwoną kokardą w klapie, jako jedyny z występujących wczoraj 25 przywódców nowej Unii zwraca się z ateńskiej Agory bezpośrednio do rodaków, Polaków w Polsce: "Nasze dzieci i wnuki będą mogły realizować swoje pragnienia", w Unii będzie "pomoc i gwarancje rozwoju", nowe miejsca pracy, "zyska każdy mieszkaniec miasta, miasteczka i wsi". - Dzisiejsza decyzja oznacza tak dla Polski, tak dla Europy - podsumowuje.
Chwilę potem premier Leszek Miller z nieukrywaną satysfakcją podpisuje liczący 4,9 tys. stron traktat - "intercyzę" z Europą. Swój podpis w drugim egzemplarzu opasłej księgi, gdzie spisano w wyjątkowo szczegółowy sposób warunki naszego członkostwa, zostawia też szef dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz. W odrestaurowanym w latach 50 ubiegłego stulecia starożytnym portyku Attalosa II są osobistości z całej Europy, prezydenci, premierowie, szefowie dyplomacji z 25 krajów - 15 członków starej Unii i 10 nowych.
Ponaddwugodzinna ceremonia jest ciężka od historycznych odwołań, wiekopomnych porównań. Choć jej scenariusz jest dość nużący, wielu udziela się wzruszenie, a prezydent Cypru wręcz ochrypł. Tylu wzniosłych słów Europa nie słyszała dawno...
Premierzy i prezydenci odwołują się na przemian do wspólnych wartości, historii, mówią o zażegnaniu podziałów, ostatecznym obaleniu muru berlińskiego, odzyskanej jedności.
Jedni - jak duński premier Anders Fogh Rasmussen - przypominają przy tym zasługi narodów środkowej Europy: Węgrów w 1956 roku, Czechów w 1968, polską "Solidarność" w latach 80., ludzki łańcuch w republikach bałtyckich, gdy rodziła się niepodległa Litwa, Łotwa i Estonia. - To wy wykonaliście ciężką pracę - mówi. - Witajcie w naszej rodzinie.
Otwieramy drzwi dla nowych przyjaciół. Spełnia się marzenie ojców założycieli Europy o jej pełnym zjednoczeniu - wtóruje mu włoski premier Silvio Berlusconi. I dodaje, że będzie z dumą opowiadał swym wnukom o dniu podpisania traktatu w Atenach.
Premier Belgii Guy Verhofstadt i prezydent Francji Jacques Chirac wybiegają w przyszłość i ostrzegają, że Europie potrzebna jest prawdziwa jedność, by rozszerzanie Unii nie doprowadziło do jej paraliżu. Belg przekonuje: - Nie możemy ograniczać się do roli organizacji humanitarnej [aluzja do Iraku, gdzie USA takie właśnie miejsce widzą dla Europy i ONZ ], musimy być liczącym się aktorem na scenie światowej.
Prezydent Francji - jakby na przekór oskarżeniom o antyamerykanizm - dziękuje za "decydującą pomoc sojuszników" w wyzwoleniu Europy spod nazizmu. Mówi o półwieczu pokoju, które zachodnia Europa wykorzystała, by się rozwinąć, oraz o wspaniałej nadziei, jaką daje teraz zjednoczenie. Ale zaraz dodaje: - W Unii 25, a wkrótce 27 państw i więcej, niektórzy będą chcieli iść szybciej i dalej, tak jak w przypadku Schengen i euro [12 państw UE zniosło swe kontrole na granicach wewnętrznych, także 12 krajów z 15 ma wspólna walutę ]. Taka powinna być rola grupy pionierów - mówi.
Kanclerz Niemiec, do którego w pierwszym rzędzie Chirac adresował te słowa, tym razem myślami jest gdzie indziej. Tłumaczy, że ateński szczyt ma dla niego szczególne znaczenie: "Stoję na czele rządu kraju, który rozpętał drugą wojnę światową, leżącą u podstaw podziału Europy". - Niemcy z tego powodu także cierpiały, bo były podzielone - dodaje. W Unii mogły zjednoczyć się jako pierwsze, teraz ten proces domyka się w pełni. Dlatego Europa jest dla Niemiec czymś więcej niż jednolitym rynkiem. To przestrzeń wymiany kulturalnej i kulturowej różnorodności. Wiele wieków krwawej historii nauczyło nas pokojowo rozwiązywać konflikty. Te doświadczenie możemy wnieść do światowej polityki - mówi Gerhard Schröder.
Tuż po nim Tony Blair zapewnia: w czasach sporów ten traktat jest dowodem jedności Europy. - Witamy was wszystkich, czekamy w 2007 r. na Bułgarię i Rumunię, potem także Turcję.
Dlaczego, pyta sam siebie brytyjski premier, te wszystkie kraje chcą być z nami? Po pierwsze, by wzbogacić się, co naturalne. Ale po drugie, co ważniejsze i głębsze, łączą nas wspólne wartości: wolność, demokracja, rządy prawa, solidarność... To wartości, w które wierzymy, są one nie tylko europejskie. Są wspólne dla wszystkich ludzkich istot, wszędzie tam, gdzie dana im jest szansa, by je osiągnąć - słowa Blaira brzmią jak echo sporów o Irak. Jego zdaniem Europa daje przykład światu, jeśli chodzi o drogę do pokojowego zjednoczenia.
Kolejne przemówienia powtarzają podobne wzniosłe sformułowania i nadzieje. O obawach związanych z rozszerzaniem gospodarz spotkania premier Grecji Kostas Simitis wspomina dopiero na kończącej dzień konferencji prasowej, dając jako przykład ostatnie podziały wokół Iraku. - Jesteśmy odważni, jesteśmy mocni, nie wchodzimy do Unii z pustymi rękoma - odpowiada węgierski premier Peter Medgyessy. O Unii "opartej na mądrych więzach transatlantyckich" mówi także Kwaśniewski. Ale na tę dyskusję wczoraj nie było miejsca i czasu. Przywódcy nowej Europy jadą na wspólna kolację do podateńskiego kurortu Vouliagmeni. W namiotach prasowych kończą się konferencję prasowe. Zachodzi słońce, a nad Akropolem dmucha coraz mocniej chłodny wiatr.
Rozmawiał Robert Sołtyk 16-04-2003
Robert Sołtyk: Opuścił Pan Berlin, by zostać "ojcem chrzestnym" rozszerzenia Unii Europejskiej. Dlaczego Pan się na to zdecydował?
Günter Verheugen: - Idąc na pierwsze spotkanie z przewodniczącym Komisji Europejskiej Romano Prodim, nie wiedziałem, że zostaną komisarzem odpowiedzialnym za rozszerzenie. Nie mam powodu się skarżyć, a wszystko, co zrobiłem, było w interesie Europy, nie tylko Niemiec. Moja droga życiowa i kariera polityczna, podróże, spotkania i korzenie sprawiły, że jestem wrażliwy na rany, które na naszym kontynencie pozostawiła historia. Nabrałem głębokiego przekonania, że Europa to jedyny projekt, który pozwala zamknąć ten rozdział i zbudować razem naszą przyszłość w świecie globalizacji i coraz brutalniejszej konkurencji.
Gdyby ten projekt pomijał kraje takie jak Polska, byłby zawsze niedokończony. Nie mam cienia wątpliwości, że Polska i inne kraje dziesiątki należałyby do założycieli Unii, gdyby nie nazizm i stalinizm, najbardziej kryminalne ideologie XX w. Mamy tu obowiązek moralny, ale też nasz świat koniecznie potrzebuje silnej Europy. A dzięki rozszerzeniu Europa będzie silniejsza.
Które momenty negocjacji były najtrudniejsze? Jak Pan przekonywał partnerów?
- To cztery lata i wiele napięć. Np. w Kopenhadze wcale nie byliśmy daleko od zerwania negocjacji, choć upadku całego projektu nie brałem w rachubę.
Przywódcom Unii stale zwracałem uwagę na oczekiwania krajów kandydackich. Przekonywałem, że od perspektywy wejścia do UE zależą ich stabilność polityczna i demokracja. Krótkowzroczna nieustępliwość po stronie unijnej groziłaby zerwaniem konsensu politycznego w sprawie rozszerzenia, zwłaszcza w Polsce.
W jaki sposób nowi członkowie mogą poprawić w przyszłości swą pozycję w Unii?
- Na Boga, przestańmy patrzeć na szklankę ciągle w połowie pustą! Zwłaszcza Polska uzyskała znakomity wynik w Kopenhadze. Wszyscy doszli do granicy ustępstw. Odejście od stołu było jedną z opcji, ale miałoby skutki katastrofalne. Wystarczy rzut oka na to, co się teraz dzieje. Pogorszyła się sytuacja międzynarodowa, a także koniunktura gospodarcza i budżety państw Europy Zachodniej. Gdyby zatem negocjacje kończono później, uzyskanie takich warunków byłoby nie do pomyślenia.
W Kopenhadze nie chodziło o pieniądze! Stawką było zjednoczenie Europy! Była to ostatnia okazja, by skończyć na czas. I Polska zdążyła na ostatnie metro. Gdyby się spóźniła, nikt nie mógłby powiedzieć, kiedy odjedzie następne...
Gazeta Wyborcza |
Powrót |
![]() | ![]() | |
![]() | ||
![]() | ![]() |
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |