Francuzi i Holendrzy odrzucając konstytucję w referendum powiedzieli "nie" realizowanej wizji Unii Europejskiej. We Francji o wyniku zdecydował lęk przed utratą pracy i pogorszeniem świadczeń socjalnych. Tylko połowa zatrudnionych Francuzów pracuje na umowę o stałym zatrudnieniu. Francuzi boją się delokalizacji firm do krajów o tańszej sile roboczej. Obawiają się również napływu tańszych usługodawców z Europy Centralnej. Słowem nie chcą więcej pracować. Zdobyta pozycja ich zadawala i się okopują. Europejska wizja uczynienia z Francji USA też ich "nie kręci", ponieważ wolą befsztyk z ananasem od hamburgera z ketchupem. Słowem nie chcą być cytryną wyciśniętą do końca.
Patrząc z Polski postawa Francuzów wydaje się być rozsądna. Myśmy społeczne koszty integracji już zapłacili, od teraz powinno być raczej lepiej.
Na nic się zdały informacje rządowe mówiące, że tylko 0,17% francuskiego zatrudnienia w latach 1995 - 2001 przeszło do krajów o tańszej sile roboczej jak (kolejno): Chiny, Brazylia, Maroko, Tunezja, Czechy, Polska. Nie mówiąc już o podkreślaniu korzyści wynikających ze wzrostu eksportu do poszerzonej Unii, czy zyskach z inwestycji. Gdy wkrada się lęk pryska ideowość.
Problemy z demokracją
Francuskie "nie" w referendum ukazało pewne problemy demokracji. Polityczne ambicje elit, związane z rosnącą potęgą Unii, rozminęły się z ambicjami społeczeństwa francuskiego. Jak w naszym dowcipie satyrycznym "Naród nas wybrał to teraz naród może nam skoczyć". Może tak źle we Francji nie jest, ale ja bym się nie pocieszał.
Wrogiem demokracji jest poprawność polityczna, dezinformująca ludzi. Dziś słyszałem w radio jak redaktor, przy okazji spadku bezrobocia w Polsce o ułamek procenta, przekazał furę optymistycznych treści, kończąc, że powinniśmy wszyscy sobie życzyć by zmalało chociażby do 17%. Zgodnie z rankingiem CIA zajmujemy, z 19,5% bezrobociem, 146 pozycję na świecie, na 196 badanych państw (sprawdziłem minutę temu). Pozytywne myślenie ma same zalety pod warunkiem, że całość trzyma się prawdy.
Jakie z tego wnioski dla nas:
- Pierwszy stary jak świat. O własne interesy trzeba dbać. Oczywiście mądrze, bo z głupim mądry nawet znaleźć nie chce.
- Powinna nas interesować ucieczka do przodu. Nie mamy co się okopywać - jesteśmy w dołku.
- Z przymrużeniem oka powinniśmy podchodzić do unijnych przepisów regulujących wymiar i kształt banana, czy definiujących drabinę. Podobnie jak Francuzi podeszli do własnego projektu konstytucji. Dbać natomiast powinniśmy o rozwój nauki i innowacyjności. Trzeba stwarzać ludziom okazję do kreatywności, budzącą w nich nadzieję. Nie wolno zapominać o polskiej tradycji (nie ma jak żurek z kiełbasą) i zdrowiu ludzi. W działaniach politycznych powinniśmy być realni i odważni.
W przeprowadzonym ostatnio (maj 2005) rankingu konkurencyjności światowych gospodarek, przygotowanym po raz kolejny przez instytut IMD, Polska zajęła 57 pozycję, na 60 ocenianych. Pierwsze 3 miejsca zajęły kolejno: USA, Hong Kong, Singapur. Francja ulokowała się na 30 pozycji. Może dystans pomiędzy 30 i 1 pozycją to jest różnica pomiędzy krwistym befsztykiem i hamburgerem.
Polska najwięcej minusów zgarnęła za bardzo złą skuteczność rządu, ale również polskiego biznesu. Autorzy raportu krytykują rząd za brak konsekwencji we wprowadzaniu decyzji, za duży interwencjonizm i zbyt dużą liczbę ograniczeń prawnych dla przedsiębiorców.
Powyższe badania potwierdzają moje odczucia, że mamy co robić. Do 30 pozycji warto podciągnąć. Zatem kończę życząc realizacji wymarzonych celów