Najlepszą obroną jest przejście do ataku. Piszę o tym, ponieważ mam wrażenie, że my ciągle śpimy. Przed rokiem 1990 firmy austriackie, niemieckie obawiały się zalewu tańszych produktów z Polski. Zawiedliśmy ich, zalewu nie było. Ich obawy były w pełni uzasadnione, gdyż siła robocza w Polsce jest prawie 7 razy tańsza niż w Niemczech. To jest ogromna różnica. Wyobraźmy sobie, że zamiast płacić za inżyniera w firmie 3.000 PLN, trzeba by było zapłacić 21.000 tysięcy miesięcznie, a za 10 inżynierów nie 30.000 PLN, tylko 210.000 PLN miesięcznie, co rocznie daje 2.520.000 PLN, zamiast 360.000 PLN. Niski koszt pracy w Polsce, w porównaniu z zachodnimi sąsiadami, to nasz ogromny atut. A atutów w walce nie wolno zaprzepaszczać.
Moją zachętę do ekspansji na rynki zagraniczne po części uzasadnia fakt, że nasz rynek jest, w sposób strategicznie zorganizowany, atakowany przez firmy zachodnie. Przykładem mogą być super i hipermarkety. W bliskiej okolicy mojej pracy działają 3 ogromne hipermarkety i kilka mniejszych supermarketów. Strategia tych firm jest prosta: kontrola rynku - silny dystrybutor dyktuje warunki.
Nie zapominajmy również o niebezpieczeństwach grożących ze strony przeludnionej Azji. Tu najlepszy przykład stanowią Wietnamczycy. Dzięki swojej pracowitości, determinacji, umiejętności organizowania się i wrodzonej przedsiębiorczości kontrolują 90% obrotów handlowych pomiędzy Polską i Wietnamem. A kto handluje ten ma marżę zysku. Sam często jadam w budce wietnamskiej, u zaprzyjaźnionego kucharza. Porządny kotlet schabowy z frytkami i surówką mam za 6 PLN, a oprócz tego firma oferuje 120 dań w 5 smakach, przygotowywanych do 5 minut. Zaprzyjaźniony kucharz pracuje w Polsce od 8 lat, po 14 godzin dziennie, przez 7 dni w tygodniu. Jego produkty mają w sobie energię człowieka uśmiechniętego, któremu się udało. Drżyjmy przed taką konkurencją. A może ktoś by stworzył budki z ruskimi pierogami, robionymi na miejscu, do tego schabowy z kapustą, pierogi z grzybami etc... Młodych gospodyń w Polsce, potrafiących dobrze gotować, nie brakuje. Zbyt na takie obiady w miastach murowany. Jest faktem, że Wietnamczycy narzucili ostre warunki konkurencyjne. No cóż przyjechali z daleka i wiedzieli, że życie nie malina. Ostatnio zauważyłem, że kontrolę nad sprzedażą pierogów przejmują supermarkety, często je produkujące pod własną marką. Myśląc o azjatyckiej konkurencji mam również przed oczami amerykańskie biuro projektowe, gdzie rysunki w AUTOCAD, wykonywały, bez patrzenia na klawiaturę, młodziutkie Azjatki, najprawdopodobniej z Filipin. Sądzę, że są one od młodych lat, w zorganizowany sposób, przygotowywane do tego zawodu. Widmo ubóstwa silnie motywuje. Za kilka lat wielu Azjatów wejdzie na nasz rynek pracy... Trudno będzie im sprostać.